Hej Kochani!
Dzisiaj trochę o tym jak zaczęła się moja przygoda z figurkami :)
Wybrałam taki temat, żeby nie pisać notki o pewnym sporze, który trwa od kilku dni. Nie chcę się o tym wypowiadać, ponieważ jestem tu na tyle krótko, że nie znam dobrze obu dziewczyn i nie wiem co o tym wszystkim sądzić. Ja siebie samej nie nazywam nawet bloggerką. Kolekcjonerką też nie, bo co to za kolekcja z dwudziestu paru koników? Czytając blogi od września nie jestem w stanie czegokolwiek o kimkolwiek powiedzieć, bo jedyne co znam to wasze pseudonimy. Nie wiem jak każda z Was ma na imię i nie chcę stać po niczyjej stronie i być wrogiem dla kogoś innego.
No dobra miałam o tym nie mówić, a i tak napisałam :p. A tak w ogóle to Asia jestem- miło mi :)
***
Wszelakie zabawki zabawki związane z końmi kochałam od zawsze. Mając 4 lata dostałam ślicznego srokatego konia na biegunach. Minęło 10 lat, a ja dalej potrafię na niego usiąść i przypomnieć sobie jak przeżywałam przygody na jego grzbiecie. Podsumowując- ja mam dalej bujną wyobraźnię, a koń dalej się nie złamał (i całe szczęście).
Figurki schleich pierwszy raz zobaczyłam na Allegro, gdy oglądałam zabawki. Miałam wtedy jakieś 7 lat. Byłam nimi oczarowana- nie mogłam uwierzyć, w to jak można zabawkę upodobnić tak bardzo do prawdziwego zwierzęcia. Po jakimś czasie przeszło mi, żeby potem powrócić z jeszcze większą siłą. W 2010 roku uparłam się, że chcę dostać jednego schleich'a. Otworzono wcześniej galerię w naszym mieście i w sklepie z zabawkami zobaczyłam półeczkę z figurkami schleich. I tak na Wielkanoc od zajączka dostałam klacz fryzyjską, a moja siostra białą tygrysicę. Bawiłyśmy się nimi godzinami. Jednym razem zwierzęta były przyjaciółkami, kiedy indziej- uciekałam z moim koniem przed tygrysem siostry, bo chciał mi konia zjeść ;). Bardzo często potrafię zdjąć z półki Tarę (bo tak ma na imię fryzka) i galopować nią po biurku, albo po prostu przyglądać się jej kilka minut. Z czasem moja kolekcja się powiększała, zaczęłam robić im zdjęcia i trafiłam na schleich'owe forum. Lubiłam je czytać, brałam udział w konkursach- wtedy coś się tam jeszcze działo... Kilka miesięcy temu zajrzałam tam z ciekawości- pusto. Rzadko trafiałam żeby ktoś tam był...
W czasie gdy moja jakże zacna "kolekcja" liczyła całe 7 koni- poprosiłam tatę o zrobienie stajni dla moich rumaków. Nie była to zwykła drewniana stajnia, o nie! To była wspaniała, niezastąpiona stajnia z kartonu po drukarce! Liczyła sobie 8 boksów i dopóki nie kupiłam jeszcze jednego konia, w ostatnim boksie spał nosorożec schleich mojej siostry, bo po co boks ma stać pusty? Potem "miłość" do koni schleich jakoś mi przeszła... Firma zaczęła produkować przesłodzone koniki z różowymi gumeczkami w grzywie, a ja bardzo sobie cenię "normalność" u figurek. Ostatnia figurka tej firmy jaką sobie kupiłam to nowsza klacz hannowerska. I od 2014 roku żadna inna nowość do mnie nie trafiła.
Podczas pauzy w zbieraniu schleich'ów spodobały mi się konie firmy breyer. Były takie duuużeee! Czytając wymiary byłam zachwycona- mówię oczywiście o skali traditional. Dopiero po trzech latach zdecydowałam się na kupno. Motywem przewodnim było to, żeby były dwa konie do zabawy lalkami z siostrą (taaa... jedenastolatka i jej o trzy lata starsza siostra bawiące się lalkami...). Miałam konia dla lalki- fioletofegooo! A, że było mu smutno... No i nie długo potem przyjechała do mnie Ch Sprinkles- breyer traditional. Po drodze natknęłam się na CollectĘ w Rossmanie to i sobie z tej firmy konia kupiłam. W grudniu natomiast świątecznym prezentem został kolejny breyer'ek... I jak tylko pojawi się Marwari w sklepie- od razu robię zamówienie!
Dobra kończę, starczy tego nudzenia. notka wyszła dłuższa niż myślałam...
Do następnego razu!
a na koniec żeby nie było pusto- taka sobie Bossinova <3